REKLAMA

Razem budujemy wspólną przyszłość 4

Ten od Sztubaka. Wspomnienie o Władysławie Kupczaku z Cięciny

Ten od Sztubaka. Wspomnienie o Władysławie Kupczaku z Cięciny

Tym niezwykłym

wspomnieniem o swoim Ojcu Władysławie Kupczaku z Cięciny, mieszkającym w Juszczynie, postanowił podzielić się Syn, Ks. Stanisław Kupczak:

Tak naprawdę to rodziców się poznaje przez całe swoje życie, odkrywa się ich osobowość i historię życia. Wszystko to dzieje się w pewnej odwróconej chronologii.
Tak też jest w przypadku mego ojca Władysława syna Marianny z Pawlusów z Cięciny i Jana Kupczaka.

Władysław urodził się 8 stycznia 1927 roku w Cięcinie. 

Były to trudne czasy, pamiętam wspomnienia babci, mówiła o strasznej wojnie, o głodzie, o tym jak chodzili gdzieś pod Kraków po zboże, potem nieśli go na plecach aż do Cięciny, szukali wśród trupów swoich bliskich (I wojna światowa). Dziadek Jan był żołnierzem austriackim, potem więźniem na Syberii. Mówił pięcioma językami. Po szczęśliwym powrocie do domu w Cięcinie dowiedział się o śmierci żony. Z pierwszego małżeństwa pozostała córka Marysia. Ożenił się po jakimś czasie z Marianną Pawlus z którą miał kilka dzieci z których przeżyła czwórka: Rózia, Władek, Franek i Karol. 
Dziadkowie zajmowali się pasterstwem, byli współwłaścicielami hali Lipowskiej i kilkunastu morgów ziemi u Fabisiów. Dość zamożna rodzina jak na tamte czasy. Kilkadziesiąt owiec, krowy, woły i konie. Byli u nich słudzy, służące. Czasy były bardzo trudne, pamiętam jak wspominano pewną historię: Dziadek spisywał dłużników w specjalnym kajecie który spalił po II wojnie światowej widząc jeszcze większą biedę ludzi. Babcia często wspominała to z ubolewaniem. Wspominała też czasem okres po II wojnie światowej, jak ukrywali się u nich ludzie, jakiś Alojz z Mikołowa, jacyś ludzie z lasu...

W naszym domu prawie nigdy nie rozmawiano przy dzieciach o tamtych czasach. Często Tata mówił: czego nie wiesz to nawet jak cię będę bić to nie powiesz. A jak wiesz to tak będą bić aż powiesz. Brzmiało to strasznie tajemniczo! Kto ma bić? Kiedy będą bić? Ale nie odważaliśmy się o więcej szczegółów pytać. Słyszałem że mówiono na tatę „lasowiec”- człowiek z lasu. Nie rozumiałem dlaczego? Wiedziałem, że Tata był w więzieniu, to wspominała mama, że był więziony na Montelupich w Krakowie i w Wiśniczu i jeszcze gdzieś... Wiele razy coś rodzice szeptali a kiedy słuchali radia (lata 50 i 60) to nas wyganiali z domu albo musieliśmy iść spać do „ izby”.

Dopiero trochę w latach 80-tych a potem w 90-tych rozwiązał się język. Dowiedzieliśmy się wtedy o wielu sprawach, o partyzantach, o wojnie u Fabisiów o historii buntu w jednostce wojskowej w Toruniu gdzie Tata służył po wojnie, o dezercji z wojska wszystkich żołnierzy i również taty, o torturach i więzieniach... Mówiliśmy do mamy żartobliwie: wyszliście mamo za mąż za bandytę, a Ona z uśmiechem odpowiadała: może dla innych on był bandytą ale dla mnie to był bohater! Mama pochodziła z Juszczyny z dużo biedniejszej rodziny Pawła i Anny Świniańskich. Zaś tatę pytaliśmy wtedy czemu wziął za żonę biedną dziewkę, odpowiadał: bo to była najpiękniejsza jaką spotkałem ! A oczy mu się świeciły wtedy ze szczęścia jak nigdy. 

Dowiedziałem się że Tata był partyzantem w oddziale NSZ Sztubaka jako kurier i zwiadowca, obserwator. Jego pseudonim „Śmigły”. Góry znał na pamięć, nocami biegał z Cięciny na Baranią i dalej gdzie było dowództwo grupy Bartka. A Bratek często stacjonował u nich w domu wysoko w górach na Abrahamowie w Cięcinie. Tam też próbowali go nakryć bodajże w 1946 roku ale po walce i sprytnym wycofaniu się do lasu udało się partyzantom uciec. Babcia Marianna stała się ofiarą, aresztowana, bita do nieprzytomności na posterunku MO w Żywcu. Dostało się też i tatowi i wujkowi Frankowi. Wspominali też o wyjeździe partyzantów którzy się ujawnili, na zachód? Wszelki ślad po nich zaginął. Dopiero niedawno odkryto ich szczątki koło Opola i tragiczną historię. 
Teraz po latach te porozrzucane puzzle wiadomości zaczynają układać się w obraz wyrazisty. Zastraszenie, nieufność wobec właściwie wszystkich, jego osobiste przeżycia i doświadczenie a zarazem wierność ideałom, spowodowały, że Tata był tajemniczym człowiekiem z lasu. Mieliśmy bezwzględny zakaz uczestniczenie w jakiejkolwiek imprezie organizowanej przez władze PRL-u, ani pochody ani akademie ani harcerstwo, nic.... NIE.... i koniec!!! Można było tyko chodzić do kościoła i trzeba się było uczyć, bo jak mówili rodzice, tego wam nikt nie zabierze bo się nie da. Wszytko inne zabiorą jak będą chcieli! Oni! Ci oni bez twarzy a zarazem obecni prawnie wszędzie.

Do jakiej partii należycie Kupczak: do tej co pasom barany na holi !!!

Bezkompromisowa postawa Ojca była wyznacznikiem naszego postępowania. Było to dla mnie bardzo trudne w tamtym okresie życia. Teraz to widzę zupełnie inaczej. Jego bohaterstwo to nie jakieś wielkie czyny ale praca, wierność Bogu i ideałom na każdym polu działania i życia.
Te jego przeczucia się potwierdziły, pamiętam jak potem już w 80 tych latach kiedy mnie inwigilowano, śledzono 24 godz na dobę. Jeszcze nie wysiadłem z samolotu w Warszawie a w domu wiedzieli że przyjechałem do Polski, choć nigdy nie informowałem rodziców o przyjeździe. Tajni ubowcy już chodzili koło domu rodziców nie wspomnę informatorów z sąsiedztwa... zomowców, ormowców... . Po zapoznaniu się z pewnymi aktami IPN obraz jest pełen kolorów...
Tak więc aby nas chronić ojciec pozostał w cieniu milczenia, poobijany historią wydarzeń, wyśmiewany ale dumny honorem góralskim człowieka z lasu. 
Pamiętam jak po odprawionej Myszy świętej gdzieś na wydmie piasku na środku Sahary za El Ouedem w Algierii (byliśmy tylko my dwaj) powiedział: „widzis ka nos to przywlekło, jak tym Bog nos prowadzi”. A kiedy zawaliła się komuna mówił: „wiedziołek ze to diabli weznom, ale nie wiedziołek ze tego dozyjem”.
Potem przyszło cierpienie, udar, dziś mówi że nie pamięta jak się o coś pytam, albo tak mu z tym lepiej? Ale czasem przychodzi wspomnienie, cieknie po jego policzku łza i wpatrzony w horyzont zatrzymujący się na szczytach gór, na Baraniej, coś sobie po cichu szepcze?

A kiedy wspomina tamte czasy ożywia się i często ogląda medale otrzymane od prezydenta RP na uchodźstwie śp. R. Kaczorowskiego. I chyba jest dumny ze stopnia oficerskiego, On który przez tyle lat uznawany był za bandytę!
Żyj zdrowo i długie lata Tato. Choć wiem że patrzysz na „sycową kępkę” jak nazywamy nasz cmentarz, bo jak to mówisz: Ona już tam jest... czeka...

Syn Stanisław Kupczak
foto: Parafia w Juszczynie Nawiedzenia Najświętszej Maryi Panny

Przeczytaj także

 REKLAMA