Od prac konserwatorskich się zaczęło.
Na przełomie lat 1972/1973 podczas prac remontowych i konserwatorskich w kaplicy Świętokrzyskiej, otwarto grób - nieotwierany przez minione 500 lat! - władcy Kazimierza Jagiellończyka, a wcześniej jego żony Elżbiety Rakuszanki. Badaniom i robotom zabezpieczającym w grobach i ich otoczeniu przez cały czas towarzyszyły liczne i cenne odkrycia naukowe. Nie dziwne więc, że do grobowca pospieszyła rzesza naukowców, a samo badanie przyniosło ważne informacje - wiemy, że król pochowany był... bez butów.
Badania, co ważne, rozpoczęto 13 w piątek. A naukowcy przesądni nie są.
Niestety nikt nie spodziewał się tego co nastąpiło później. Rok po rozpoczęciu prac zginął pierwszy naukowiec biorący udział w badaniach. Niedługo później cztery kolejne osoby straciły życie. Ostatecznie do roku 1983 piętnaście osób zginęło w tajemniczych okolicznościach. Umierali ludzie zdrowi, w średnim wieku – ci, którzy byli najbliżej grobowca. Powszechnie zaczęto opowiadać o klątwie Kazimierza Jagiellończyka, podobnej do klątwy z 1922 egipskiego faraona Tutanchamona.
Według opinii publicznej śmierć spowodowała rzeczona klątwa. Miała dosięgnąć każdego, kto ośmielił się wejść do grobowca władcy i zakłócić jego spokój. Innego zdania są naukowcy.
Po długich badaniach mikrobiolodzy winą za śmierć odkrywców grobowca obarczyli niezwykle groźną pleśń – kropidlak żółty, która rozwijała się w krypcie. Kropidlak żółty wytwarza toksynę, która może wywoływać niebezpieczną chorobę. Ponadto atakuje skórę, narządy wewnętrzne i układ oddechowy. Jest rakotwórcza, może doprowadzić do degeneracji nerwów, obrzęku mózgu, zawału i wylewu krwi